Dzisiaj opowiem o pewnym kontrowersyjnym dokumencie szczególnie popularnym w moim
regionie Ukrainy – o Karcie Polaka. Na końcu jest mały prezent dla uczących się rosyjskiego.
Niniejszy wpis dedykuję
mojej mamie, która w dość poważnym wieku nauczyła się podstaw języka polskiego,
a także odpowiedzi na kilkadziesiąt podchwytliwych pytań (jakich pytań? – o tym
za chwilę), przeszła rozmowę u konsula (co prawda, nie za pierwszym razem), i
nareszcie dostała swoją pierwszą zagraniczną wizę. Z tej właśnie okazji
jedziemy na krótki urlop do Polski (mniej więcej na tydzień, od 17. listopada. Jeżeli
jesteś zwolennikiem CouchSurfingu, możesz nas zaprosić na kilka dni – będziemy
w Warszawie, Krakowie, we Wrocławiu, możliwie także w Poznaniu (tam przy okazji
można by urządzić spotkanie blogerów językowych – nie wiem jeszcze, czy będą
chętni). Zaproszenia do innych ciekawych miast także przyjmujemy :) Pisz do
mnie:ros.native@gmail.com
Otóż czym jest
Karta Polaka? To „dokument potwierdzający przynależność do narodu polskiego”,
wydawany od marca 2008 w krajach byłego ZSRR. Oficjalne informacje nt. Karty
odzwierciedlone są w Wikipedii. Tutaj postaram się krótko opisać najciekawsze kwestie, o większości z których
mówi się mało lub nie mówi się w ogóle.
1. Kwestia
językowa. Być może to nie
jest najważniejsze, ale musimy od tego zacząć, skoro prowadzę bloga o językach:
warunkiem przyznania Karty Polaka jest „przynajmniej podstawową znajomość
języka polskiego
”. To powoduje
znaczny wzrost zainteresowania językiem „wśród mas ludowych” – szczególnie w
takich regionach jak mój, w których chyba co trzecia osoba jest w stanie
udowodnić, że ma polskie korzenie. W związku z tym my, nauczyciele polskiego,
mamy więcej pracy. Niestety, chętni do Karty zwykle nie są najlepszymi uczniami
– już pisałem o tym tutaj.
Przy okazji: czym
dokładnie jest „podstawowa znajomość języka”? Z jednej strony, określa to
pewien dokument, który znalazłem na tej samej Wikipedii. Ale, z drugiej strony,
o wszystkim i tak decyduje konsul. Np. u nas w Winnicy można mówić byle jak,
grunt by orientować się w sytuacji i w odpowiednim momencie powiedzieć: „Ma Pan
rację, mówię z błędami. Ale właśnie po to ubiegam się o Kartę, żeby pojechać do
Polski i lepiej nauczyć się języka przodków” :)
Słyszałem, że w
niektórych konsulatach musisz mówić perfekcyjnie. Szczerze mówiąc nie wiem, czy
tak jest naprawdę, czy po prostu mieszkańcy Lwówszczyzny myślą, że bez żadnych
przygotowań znają język w stopniu podstawowym (skoro potrafią np. sprzedać
Polakowi wódkę i papierosy), i dlatego nie chcą się uczyć...
2.
Przynależność do narodu... co to jest? Odpowiadając na jedno z pytań wywiadu poglębionego
dziewczyny, która pisała pracę magisterską o Karcie Polaka na UW, powiedziałem,
że to jest „dokument o wirtualnej tożsamości narodowej”. I rzeczywiście:
„przynależność do narodu” to nie narodowość . Żeby uzyskać Kartę, nie musimy rezygnować
z jakiejkolwiek tożsamości narodowej. Co więcej, wg oficjalnych statystyk, jest
pewien odsetek osób, które we wniosku o przyznanie Karty Polaka wskazały, że nie
są narodowości polskiej. Jest ich względnie mało, ale nie zmienia to faktu,
że uważanie się np. za Ukraińca nie przeszkadza w przyznaniu Karty. Dlatego
trochę śmiesznie brzmią komentarzy osób z polskim korzeniem, które nie ubiegają
się o Kartę „by nie zdradzić swojej ukraińskości”.
3. Po co? Kolejną niespodziewaną rzeczą, o której
dowiedziałem się pod czas wywiadu poglębionego, był fakt, że niektóre starsze
panie gdzieś tam we Lwowie ubiegają się o Kartę Polaką, nigdy nie mając zamiaru
pojechania do Polski. Mówią, że zdrowie już nie pozwala na dalekie podróże, a Karta Polaka jest im potrzebna jedynie po to, „żeby było w jakimś oficjalnym
dokumencie napisane, że są Polkami”. Rzeczywiście, zarówno we współczesnych
ukraińskich dowodach osobistych, jak i w paszportach, nie ma ani słowa o
narodowości (przy okazji: Karta Polaka o narodowości także nic nie mówi, tylko
o wspominanej już „przynależności do narodu”).
Nie wiem, może
lwówskie babcie po prostu robiły sobie jaja z młodej badaczki, ale tak naprawdę
ludzie zwykle chcą uzyskać Kartę z kilku powodów:
- Bezpłatne wizy + zdecydowanie mniej
kłopotu. Opłaty za
polskie wizy krajowe dla wszystkich obywateli Ukrainy zniesiono dopiero miesiąc
temu (we wrześniu 2012); w innych państwach byłego ZSRR wiza nadal
kosztuje kilkadziesiąt euro – nie dotyczy to jedynie posiadaczy Karty. Ale
nie tylko o pieniądze chodzi: z Kartą Polaka nie potrzeba żadnych
bzdurnych zaproszeń, ubezpieczeń, oświadczeń z pracy i tak dalej. Nie
musisz nikomu tłumaczyć, gdzie i po co jedziesz – i w ten sposób chociaż
trochę czujesz się człowiekiem wolnym. Poza tym, wiosną 2010. granicy tej
wolności wyraźnie się rozszerzyły: z polską wizą krajową możemy teraz
spokojnie podróżować po wszystkich krajach strefy Schengen.
- Darmowe studia w Polsce. Pomysł o studiach za granicą robi się
u nas niebywale popularny. Rodzice chętnie wydają olbrzymie pieniąze, by
dziecko dostało dyplom na byle jakiej polskiej uczelni – niech to będzie
nawet jakaś prywatna pseudo uczelnia „dziennikarstwa, ekonomii,
zarządzania czy zarządzania ekonomią dziennikarstwa”. W przeciwieństwie do
czegoś takiego, Karta Polaka uprawnia do bezpłatnych studiów na polskich
uczelniach państwowych – w tym nawet najbardziej prestiżowych. Można nawet
ubiegać się o stypendium.
- Zniżki na PKP, bezpłatne wejście do
muzeów. Trzeba być
takim wariatem jak ja, żeby naprawdę lubić polskie pociągi i podróżowanie
2. klasą. Do większości muzeów państwowych nie chciałoby się iść drugi
raz, gdyby nie dział sztuki współczesnej. Jakkolwiek by było, te zniżki
naprawdę działają i jestem za nie wdzięczny.
Według ustawy
jest jeszcze kilka uprawnień dla posiadaczy Karty – np. możliwość założenia w
Polsce działalności gospodarczej na tych samych warunkach co obywatele państwa.
Nie wiem, jak jest teraz, ale parę lat temu słyszałem od pewnego
przedsiębiorcy, że to nie było jeszcze zrealizowane w praktyce.
A co zyskuje na
tym Polska? To chyba oczywiste :) Oprócz „spełnienia moralnego obowiązku”,
o którym mowa w ustawie, zyskuje się siłę roboczą i przyszły kapitał ludzki, który w dodadtku już trochę
zna język, a także turystów z kasą, którzy oprócz sklepów i barów pójdą sobie
kulturalnie do muzeum...
4. Chciwość i
chytrość
— Може ти тоже жид?
— Нє, я — украінєц...
— Такий, як я китаєць.
© Лесь Подерв'янський
Jeżeli są uprawnienia
i przywileje, zawsze będą osoby, chętne do ich uzyskania, w tym w sposób „nie
do końca uczciwy”. Na przykład, pewien młody wykładowca z UW, z którym kiedyś
miałem zajęcia, pewien czas temu spędził pół roku na stypendium w jednym z
państw Azji Centralnej i przy okazji postanowił zbadać polskość tych, kto
dostawał w tamtym kraju Kartę Polaka. Wyniki badania były tak przerażające, że
postanowił ich nie publikować: „Szkoda mi tych ludzi...” Ja osobiście w tamtym
kraju nie byłem i znam o sytuacji tylko z drugiej ręki; ale znam inny przykład:
spotkałem kiedyś Ormiańczyka z Gruzji, który studiował na Ukrainie, nieźle
mówił po polsku i już rozglądał się za jakąś organizacją polonijną, która
wsparłaby jego staranie o Kartę :) I to w sumie nie jest tak złe – przecież
jeden Bóg wie, czym jest ta „przynależność do narodu”; może akurat aktywnego i
pomysłowego Ormiańczyka polskiemu narodowi brakowało do pełni szczęścia? :) Źle
(moim zdaniem) jest dopiero wtedy, gdy w celu załatwienia sprawy kandydat
zaczyna szukać, komu i jak dać łapówkę. Niestety, zamieszczając ogłoszenia o
tym, że przygotowuję do złożenia dokumentów i rozmowy z konsulem, od takich
osób także dostawałem telefony:
– Czy wiesz, w
jaki sposób mogę dać konsulowi łapówkę?
– Wiem, że
łapówek lepiej nie dawać nigdy i nikomu...
5. Dziwne
ograniczenia. Żeby
trochę powstrymać rozpowszechnienie „błyskawicznej polskości” na wschodzie,
pojawiły się nieco bzdurne ograniczenia. Na przykład, „wykaz organizacji
polskich i polonijnych uprawnionych do wystawiania zaświadczeń”. Oczywiście,
utrudnia to rejestrację fikcyjnych organizacji w celu wystawiania falszywych
zaświadczeń. Ale jednocześnie jest to sprzeczne z tekstem ustawy, według której
to miało być „zaświadczenie organizacji polskiej lub polonijnej działającej na
terenie jednego z państw, o których mowa w ust. 2, potwierdzające aktywne
zaangażowanie w działalność na rzecz języka i kultury polskiej lub polskiej
mniejszości narodowej przez okres co najmniej ostatnich trzech lat” – jak
widać, na początku chodziło o aktywne zaangażowanie, a nie o to, by organizacja
znałazła się na jakiejś krótkiej liście uprawnionych do wystawiania
zaświadczeń.
Kiedzy dzwonisz
lub idziesz do konsulatu w sprawie Karty Polaka, musisz mówić tylko po polsku,
nawet jeżeli rozmawiasz z takim samym Ukraińcem, jakim jesteś; ale to nie
szkodzi, darmowa praktyka językowa zawsze się przyda :) Co gorsza, pojawiła się
lista pytań o historii i kulturze polskiej, które mogą być zadane na rozmowie u
konsula; tym czasem rozmowa ta już prawie oficjalnie nazywa się egzaminem –
patrz np. artykuł „Co trzeba wiedzieć na egzaminie?”, umieszczony na jednym z polonijnych portali. Oczywiście, jest to ciekawa
lektura i nie ma nic złego w tym, żeby chociaż raz te pytania przejrzeć. Ale
uczyć się na pamięć tego, kto wygrał starcie pod Płowcami w roku 1331 i o co
chodziło w Testamencie Krzywoustego to jednak niezły „demotywator” dla wielu
ludzi. A co ustawa na to? Według ustawy wymagana jest „znajomość i kultywowanie
polskich tradycji i zwyczajów”. Żadnego słowa o historii. Kiedy ja parę lat
temu składałem dokumenty na Kartę Polaka, tego typu pytań nie było. Teraz są. Nikomu
nie polecam uczyć się tego wszystkiego na pamięć, można te pytania i odpowiedzi
po prostu przejrzeć; lepiej uważnie przeczytać ustawę i działać w jej ramach.
Mimo wszystko
mamie udało się przebrnąć przez te wszystkie „kręgi piekła” i dostać wymarzony
dokument. Tutaj na zdjęciu widać, jak mama dostaje jakieś coś za sukcesy w
nauce w klubie języka polskiego, od wolontariuszek Marty i Iwony. Najciekawsze
jest to, że akcja odbywa się pod amerykańską flaga :)
Jeszcze raz brawa
dla mamy! Jedziemy do Polski!
P.S. A teraz prezent dla uczących się rosyjskiego.
Tutaj znajdziesz starą dwujęzyczną ulotkę informacyjną o Karcie Polaka – po polsku i po rosyjsku.